Miałem to rzucić
[Zwrotka]
Miałem to rzucić jak Małpa, ale kiedy trzeszczy hi-hat
Nie mam czasu na antrakt, H-I-P-H-O-P, moja bajka
Znasz to brzmienie, moje brzmienie
Na podziemnie podniebienie, którym kiedyś rozpierdolimy scenę, ziomal
Gram dla ziomów z Żoli, mordek z Woli, którzy do tego solo mogą rozpalić gibona
Ona dobrze wie że ja jej nigdy nie opuszczę
Bo rapgra to moja żona, czy to boombap, czy to twostep
I biegnę all the way mimo braków motywacji
Piszę nawet w momentach gdy życie stroni od atrakcji
Czy wygramy czy nie, to nie kwestia liści akacji
Tylko pracy, pracy, pracy, no i braków komplikacji
Nawet jak próbuję, nie mogę przestać
Mam więcej koni niż jebany S class
Żoliborz chował na łamanych deskach, skate'ach, no i zielonych butеlkach
Zatacza się pętla, bo nie zapominasz miejsca, które cię kształtowało
Tutaj wygrałеm, i tutaj bolało, a wszystko na wersach to jedyny dialog
Halo, mamo, będę cię przepraszał setny raz, dopada mnie setny zjazd
Znów mnie nie ma, znów ukrywam twarz
Brak kontaktu, ostatnio sam go nie mam
Dużo faktów, same niedopowiedzenia, kiedyś zęby za to będę zbierał
Na razie to zbieram wrażenia na wersach
Dwadzieścia sześć liter co kładę na bicie
Pieczętuję zipem w weekend na styl i technikę
Rozkładam chłopców, którzy na IG z leanem
Generują spinę, z dramaturgią, niby harlekinem
[Bridge]
Oddaj swój strzał i wybierz Kaliber
Celuję 44., chociaż nie jestem magikiem
Jak zobaczyłem cyrk, to od razu zbladłem
Jak łatwo zostać błazniem, kiedy wszystko bywa niepoprawne (serio)
[Zwrotka 2]
Układam te wersy jak klocki od świtu do nocki
Bo lecę tu on beat nie od dziś
Kumasz to stilo to odbij metronomem
Cykam te fotki, potem wchodzi moshpit
Bo paliłeś wrotki, dzisiaj palisz lotki, dziś paliłeś lolki
I chodzisz jak zombie, bo możesz się zbombić
I pluć krwią na chodnik, brakuje oddechu, ktoś krzyczy mi "spocznij" (kurwa, spocznij!)