Cisza
Pręgi po kablu miała na plecach
Od pięści i od bezsenności sine oczy
Drewniane biurko stało a przy nim plecak
I materac zamiast łóżka tam poduszka i niebieski kocyk
Ta dwie stare lalki jeszcze od matki
Odkąd umarła to zaczęło się tu piekło
Teraz się boi już gdy wchodzi do swej klatki i wyobraź poziom strachu sobie idąc tak na 6 piętro
Była spokojna kiedy spał i niespokojna jednocześnie też że wstanie
Umiał uderzyć bez powodu ją gdy chlał
A kiedy nie pił to ją bił za to że mu się skończyło chlanie
Ta dwie stare bluzki i buty z MOPS'u
Zimą sama niosła węgiel do pieca
Życie toczyło się po prostu aż do momentu gdy zaczęła go podniecać
Ściągał spodnie i kazał klękać
Oponowała ale pięść wyjaśnia sprawę
Kiedyś zakładał nawet sznury jej na rękach, ale stała się uległa chyba jakoś już za czwartym razem
Bała się odejść i zgłaszać komuś
Nie chciała widzieć ojca zza więziennych krat
Nawet nie chciała nigdy wybiec z domu
Bo dokąd uciec samej jeśli kurwa masz ledwie 12 lat
I to zdarzało się już coraz częściej coraz inaczej dla niej świeciło słońce
Czy takie dziecko w ogóle wie co to szczęście
W wypadku kiedy traci swe dziewictwo z własnym ojcem
Strupy i sińce znów bolą mocniej
Ona przemywa je tą zimną wodą z kranu
Wyobraź sobie jej negatywne emocje kiedy ojciec przyprowadził do niej dwóch swoich kolegów z baru
Ile wytrzymać można bólu
Nie wiedziała który większy na psychice czy na rękach
Ile musiała rozbić murów moralności
Ile lat musi upłynąć żeby przestała o tym pamiętać
On znosił pręty i jakieś kable
Potem sprzedawał to przepijał to za chwilę
A jak mu czasem nie wychodził handel to sprzedawał własną córkę
Nie miał opcji że się nie napije
Ta z upływem czasu robili z nią orgie
Żadna forma sprzeciwu nie ma celu
Myślała nawet że spokojniej byłoby przejść po Sarajewie środkiem alei snajperów
Zimne dreszcze przeszyły ją na wskroś kiedy
Kolejny ktoś wpuszczał w nią swoje geny
W sumie zawsze krzyczała na cały głos
Ale trudno głośno krzyczeć od narodzin będąc głuchoniemym