Córy Koryntu
Córy Koryntu
---
[ZWROTKA 1]
Ile to razy myślałem, że z miłości skonam
Gdy dosięgła mnie strzała Amora (czy tam Erosa)
Gdy kobieta wmawiała mi, że znalazła swojego herosa
Zawsze nierozłączni, jak fauna i flora
Każda koiła nerwy, jak koi kamfora
Każda tętniła życiem jak w mieście agora
Każda dla mnie była jak podpora
To nauczka, by nie sądzić po pozorach
Pamiętajcie, by nie sądzić po pozorach
Bo każda z osobna skrywała demony
Bo każda z osobna to puszka Pandory
Nie patrzcie tak na mnie, prawdy nie naginam
Nie jestem Dionizos, to nie moja wina
Że każda z początku jak nektar słodka
By potem jak koń trojański
Rozwalić ci serce od środka
[ZWROTKA 2]
Powiedzcie, wy córy Koryntu
Jak teraz mam wyjść z labiryntu
Żalu i smutku?
Jak Tezeusz błądzić do skutku?
Gdzie nić która wskaże mi drogę?
Wielbiłem was niczym boginie
Wiеrząc, że stan nigdy nie przeminiе
Miłość dawała mi skrzydeł
Ale skończyłem jak Ikar
Stoczyłem jak kamień Syzyfa
Gdzie ma Euredyka?
Czuję, że ledwie oddycham
To uczucie w Hadesu czeluście mnie wpycha
Tak jak w Morfeusza objęcia mnie wpycha
Na zmianę wciąż czysta i łycha
[ZWROTKA 3]
Od uczuciowej sfery
Uzależniony jak Zeus od Hery
Jak Szekspir od Melpomeny
Szukam muzy, która przejmie tu stery
Byłem wam wierny
Jak pies Odyseusza
A przez suki jak wy jestem jak Cerber
Wściekły
Nikogo do siebie nie dopuszczam
Jak Prometeusz na wiecznych katuszach
Dałem wam ogień
Zdusiła go wasza zdradziecka burza
Głos w głowie, że nie byłem dość dobry
Nigdy nie milknie
Skaza na sercu nie zniknie
Na nic nieszczere żale, nikt tego nie łyknie
Więc wszystkie możecie possać mi Pytię