Łąka 3
Westchnąłem okropnie
Głębokim oddechem
Tak że wyszedłem ze środka siebie
Znów na polanę na łąkę
Teraz tu szron na trawie lśnił
A oddech zawisł
W postaci mgły
Na kilka chwil
Jak dym
Zadrżałem z zimna
I ze wspomnień
Szelestu chrust z oddali
Grzybiarz to czy zwierz
Nie pomnę
Szadź tu
Skrzy się lśni
Ach zmierzch już
Jesienny i zły
A we mnie skrzył się
Widm bezkresnych szereg
Wwiercam wzrok w widnokrąg
Zmierzchający
Tam mogło przecież jeszcze świecić
Wspomnienie treści
Lecz nie
Zza mgły jedynie
Ryk przeciągły planet
Milczał swą nałogową odpowiedź
Co tak ładnie powiedział Barańczak
W widokówce z tego świata
Ślad fosforyczny w pamięci
Jak by ktoś garścią bozonów
W oczy sypnął
I zwiał
A niech mnie
Tam zza krzaka
Szok
Lecz jak by oko wykol
Łysnął żubr
I zniknął
Łysnął
Żubr fakt
Czy omam
Czy oh mam
Plecy zziębnięte bolesne
Oh i mam dreszcze
I ciernie na głowie
Cholernie się czuję
Niepięknie niedobrze
Ach Tego by jeszcze
Podniosłem się
Wreszcie
I w trosce o zdrowie
Upadłem z powrotem
Co nie takie proste
Bo dokąd
Powiodłem wzrokiem
Wskroś okolicy
Kompletny rozziew doznań
Lecz widzę
To Stoki
To obok żwirowni
Taka dzielnica rolna
Tam dalej ulica Pomorska
Bez trudu złapałem taksę
I tak se
Jadę z powrotem
Do pierwszego wersu