Moja Mistyczna Droga Do Gwiazd
A gdzieś tam daleko samotny w ciemnościach
Hebanowy kruk wydrapuje oczy zdrady
By potem pozdrawiając demony śmierci
Rozwinąć swe skrzydła i odlecieć w chwale
Do granic nieba sięgające pole
Wre morderstwami krew śniegi bryzga
Na ciała skrzepłe w spokoju kamieni
Gorąca spływa lawa rodzącej się zemsty
Tam woda wciąż była spijana przez ziemię
Jest rzeka na wpół lodami przykryta
I niewolnicze na brzegach pochody
Nad polany ognia ponad leśne bagna
Wznosi się mój duch jak apostoł tryumfu
Gdzieś tam dopełniał się kres mego żywota
A morda zdradziecka wciąż zatapiała
Swe dziąsła zsiniałe w mą dumną pierś
Wtedy wodę ogień pochłaniał zazdrośnie
Szalały wilki zdziczałe o ciemność
Druzgocząc szyje opuszczały lasy
Ja nadzieję żegnając z warg zwaliłem szeptem
Który ogromnym wołaniem się rozległ
I zdeptał swym ciężarem zdradę
Śnieżnobiały wilk naruszył dziko ciszę
Skrzydła mych kruków poniosą mą zemstę
Mój duch tymczasem powita gwiezdną mgłę
Gdzie światłość od wieków dławi się w ciemnościach