Bez uczuć
Nie dziwią mnie bezdomni koczujący na klatkach
Mankamenty egzystencji w zgiełku miasta
Płacz niemowląt żebrzących o drobne
Tyle zła widzę wokół nas nie unosząc powiek
Sztuka w ciąży prosząca o szluga
Dam jej dwa niech rozwój płodu pobudza
Nie mam wyrzutów sumienia przez to
Jej sprawa jej decyzje bezdzietność
Nie mów mi że postępuje źle wiem to
Nie czuję nic obserwując przestępczość
Nie potrafię się zmusić do płaczu
Wewnętrzny chłód w sercu stres i brak strachu
Czas goi rany wypacza wrażliwość
Widok cierpienia tego świata na żywo
To codzienność można się do niej przyzwyczaić
Ludzie cię zranią albo ty będziesz ich ranił
Jest tyle dobra obok zła
Są mi obce śmiech i ból
Nic nie czuję już od lat
Codzienne piekło wokół nas
W moim wnętrzu tylko chłód
W ustach czuć popiołu smak
Widziałem kilka krwawych dni i zimnych nocy
A żar się jeszcze tlił lecz we mnie uczucia stopił
Możesz nie widzieć nic gdy spoglądasz mi w oczy
Ten syf pozbawił mnie jakichkolwiek emocji
I stawiam kroki choć czasem burzy się grunt
Moje stopy przeszły setki kilometrów trudnych dróg
I choć większy ciężar to mniejszy puls
I nie mam rezerwy to serce zamieniam w lód
Znów spoglądam na nią nie dziwi mnie że czasem jest zimna
To przyszło samo przecież kiedyś byliśmy naiwni
Mosty się palą i to nie wróci już nigdy
Wypacza na amen zostawia w nas mentalne blizny
Martwy wzrok gdy patrzę codziennie
Ludziom w oczy lecz to siedzi też we mnie
Siedzi przeszłość i tego nie wyrzucę
Jak Sokół zapomniałem uczuć znów się ich uczę
Jest tyle dobra obok zła
Są mi obce śmiech i ból
Nic nie czuję już od lat
Codzienne piekło wokół nas
W moim wnętrzu tylko chłód
W ustach czuć popiołu smak
Jest tyle dobra obok zła
Są mi obce śmiech i ból
Nic nie czuję już od lat
Codzienne piekło wokół nas
W moim wnętrzu tylko chłód
W ustach czuć popiołu smak
Są mi obce śmiech i ból
Nic nie czuję już od lat
Są mi obce śmiech i ból
Nic nie czuję już od lat