Cholera 2
Dzień dobry R reksiu
Alkopoligamia. com
Weź to za żółtą kartkę
Mówisz że nienawidzisz
A Ty mnie nawet nie widzisz
Nie możesz dotknąć mnie
Do czego popchnąć chcesz
Co obiektywnie
Nie używaj słów których nie rozumiesz
Obiektywnie jesteś tylko szarym tłumem
W sumie nie powiem że mnie nie boli
Gdy słucham pytań mędrców
Czy robię jeszcze rap
Cholera tak Reksiu
Do super extra tekstów nie doskakują
A nawet gdyby spycham ich łokciem ziom
Łokciem to wpycham pod ladę
Poczekaj aż tam wjadę
Wyciskają pot z podkoszulek do trzech wiader
Raper wciskaj degrengoladę i strugaj gwiazdkę
Bez kitu jesteś nikim między planetar nie
Nie ma bezkarnie skarbie
Chcesz mnie dotknąć
Prędzej licz się z tym że stracisz rękę
Mój dom jest tam gdzie miłość ale mogę Ci przysiąc
Wjedź na mnie i wyjedź na sygnale
Dobrze słyszałeś
Wbijam na bankiet i wracam na ławkę
Wjeżdżam na bloki potem na rotację
Powiedz co zrobisz z tym
Nie możesz zrobić nic
Cholera tak To jest hymn Zamknij pysk
Wbijam na bankiet i wracam na ławkę
Wjeżdżam na bloki potem na rotację
Powiedz co zrobisz z tym
Nie możesz zrobić nic
Cholera tak To jest hymn Zamknij pysk
To może być Electra ale z techno wypad
Z techno na syntetykach jedynie technika
Choć wymijasz się na bitach z przekazem i flow
Lepiej zrób nam przysługę ziom Żryj szkło
Bardziej niż mój jest tron nawijka o punchach
Boli mnie fakt że ich nie masz w kawałkach
Nie mam pliku na ławkach i tagów na okładce
I pokazuje Ci środkowy palec oficjalnie
Zabieram nieudacznikom powód do dissów na Wu
Zmieniam fanów w wyznawców
Hejterów w moich crew
Śmieszy mnie myśl o was
Jak sklejacie te zwrotki w studio po trzy słowa
Przysięgając na Boga że nie sprzedacie się zostańcie biedni
Jakby w ogóle ofermy ktoś wam tu składał oferty
Nie potrzebuje recenzji bo wiem że kładę punchem
Na bity nie od święta mój rap też jest w diable
Wbijam na bankiet i wracam na ławkę
Wjeżdżam na bloki potem na rotację
Powiedz co zrobisz z tym
Nie możesz zrobić nic
Cholera tak To jest hymn Zamknij pysk
Wbijam na bankiet i wracam na ławkę
Wjeżdżam na bloki potem na rotację
Powiedz co zrobisz z tym
Nie możesz zrobić nic
Cholera tak To jest hymn Zamknij pysk
Ten joint jest grzeczny
Ten joint jest lekki
Nie wchodź w drogę mi bo brakuje mi piątej
Klepki
Robię to wściekle niedługo zacznę w kasku
Pytasz jak chora jestem
To jest ostatnie stadium
Mogę zrobić co zechcę gdy scena śmierdzi nudą
Świadomość jest przekleństwem
Niech mnie ocenzurują
Bolą ich fakty ludzie i tytuł
Gdy wymawiają featuringi mają fiuty na języku
Co jest smyku
To chyba mamy już lat z tuzin
Jak Twoje rapsy mogły jeszcze kogoś wzruszyć
Więc ubaw po pachy gdy robię z bitami
To czego pragniesz o czym marzysz
Ty zdefiniuj to w tym czasie
Złapiesz wreszcie kontakt z rapem
Nie mów że nie potrafię
Zakrawa na bezczelność
Ja z pierwszym mikrofonem
Ty z mlekiem pod nosem dziecko
Różnica między nami zasadnicza w sumie
Ja robię to jak lubię
Ty robisz to jak umiesz