Skąd wiesz, że nie śpisz?
Zaczynam biec po porządek choć gubię wątek
Przeważnie. Jak w śnie początek
Istotnie. Wyraźnie widzę tylko złudzenia po fakcie
Których nigdy nie ma w trakcie snu. Nigdy nie ma w trakcie
Nie pamiętam dzieciństwa. Mam tylko zdjęcia
Kto to wymyśla? Kokon życia. Początek w rodzicach
Pamięć bezsilna. Muszę wyjść na świat
Rozłożyć skrzydła Spaść wstać potem wygrać sam
Mam plan ale życie to freestyle
Iskra która strzela z ogniska
Niesie ją wiatr by zgasić to chwilka
A potem jakbyś nie istniał
Jestem składanką obrazów
Puzzlami ze zgubionym ostatnim
Szukam okazji jak każdy
Chcę go znaleźć w wyobraźni
Zalewanej prostactwem
Nie szukam na szukam pod statkiem
Powiedz mi co to jest gubię się
Miał być tu sens i odkupie nie
Była pustka a jest jeszcze więcej jej
Boję się obudzić bo jeśli śpię to nie wiem gdzie
Materia się zmienia gdy zasnę
Co jest realne na prawdę
Sny są takie wyraźne jak zawsze
Namacalne i nieprzewidywalne jak baśnie
Ale pisane zwięźle
Panie Andersen skąd wiem że nie śpię
Patrzę na ręce. Coraz częściej są zamazane
Ale nie jestem po żadnej stronie jak gender
I stronię od pewnych twierdzeń
Bo nic nie jest pewne i łatwe dziś
Skąd wiesz że właśnie nie śpisz? Skąd
Nie budzę się choć świat mnie w oczy szczypie
We śnie życie jest takie jak wszędzie
Pięknie w przestrzeń wbite
Zbyt piękne to jest by mieć wątpliwość
Nic więcej. Co to jest prawdziwość
Co to jest
Jeśli śpię powiedz gdzie obudzę się
Jeśli śpię powiedz gdzie obudzę się
Znowu tu jestem. Który już raz
Czy byłem tu przedtem? Skąd ten znajomy smak
Tej czerni już nie chcę chcę światła i barw
Chcę świata i śmiechu. Nie straszny mi strach
Wychodzę do światła z nocy by spełniać
Budzi ze snu mnie paląca potrzeba by gnać
Uginać żywioły i wznosić słowa do gwiazd
Dla żartu podzielić prawdę na dwa
Zapomnieć o tym i szukać żarliwie jej części ukrytych wśród warstw ubranych w pozory Zapomnieć o tym
Zabłądzić i stracić nadzieję nie myśleć o tym
Liczyć że jutro jest furtką i tylko śnić już o tym
Że budzi ze snu mnie paląca potrzeba by gnać
Uginać żywioły i wznosić słowa do gwiazd
I tak zrozumiem że dwie połowy ma świat
I widzę w tym śmieszny żart
Że wczoraj tak bardzo bolało. Jutro tak głośno wołało
A teraz zostało wrażenie ulotne. Fala wygładza piach
I czuję że wszystko co było istotne odchodzi do źródła
Które w nas rodzi pierwotny las
Eden istnieje sadzę czynami nasiona nasiona
By wyrósł tu gdzie stał
Teraz rozumiem że jeden jest świat
To jeden jest w każdym z nas
Wyszedłem z nocy do światła by spełnić
Wróciłem spełniony do siebie wędrówką trwającą eony
Mijały eony. Ja widziałem światów miliony
I byłem dzielony lecz dzielny zawsze
Wiedziałem że siebie nie stracę znam się
Jednoczę jawę i sen
Przenikam miłość i lęk
Życie i śmierć. Pomiędzy skronie
Wrodzony mianownik jego i jej
Ostatni pierwszy i wieczny
Prawdziwy i nigdy nieobecny
Jeśli śpię powiedz gdzie obudzę się
Jeśli śpię powiedz gdzie obudzę się
Jeśli śpię powiedz gdzie obudzę się
Jeśli śpię powiedz gdzie obudzę się