Sprawiedliwość
Wielu myśli że czas ich nie dogoni
Ślepo wierzą że uchronią się
A jednak w końcu sprawiedliwość ich dopada
Patrzysz wtedy na nich i uśmiechasz się
Pokój ciemny rozjaśniony tylko oknem
Co ponurą aurę tworzy nawet gdy jest słońce
W sumie czysto ma w pokoju brudu ma już dosyć
Za ścianą słyszy podniesione głosy
Tak było zawsze odkąd pamięta
Ojciec pijany krzyczy na co dzień nie od święta
Krzyczy na całą klatkę krzyczy na matkę
A kurator nic nie robi normalne
Kiedyś walnie tak że ją zabije po prostu
A gdy wytrzeźwieje pójdzie rzucić się z mostu
Czasem krzyczał że popełni samobójstwo
Za to wszystko co robisz śmiało zrób to
Pozostało siedzieć w tym pokoju jak w schronie
Życie delikatnie mówiąc masz rozpiere
„Wyrwę się stąd i jeszcze mu pokażę
A sprawiedliwy los wymierzy mu karę"
Wielu myśli że czas ich nie dogoni
Ślepo wierzą że uchronią się
A jednak w końcu sprawiedliwość ich dopada
Patrzysz wtedy na nich i uśmiechasz się
Za oknem mija jesień za jesienią
Z drzewa liście lecą chłodne wichry wieją
Ten pokój pusty w pośpiechu opuszczony
Otwarte chipsy z terminem ukończonym
Widok czarno biały choć w kolorze niby
Matka już nie żyje wróżby się spełniły
Ponoć upadła a świadków nie było
Sąsiedzi domyślają się kto skrócił jej żywot
Ty za granicą nawet już nie wspominasz
Z opowiadań o rodzinie zawsze się wymigasz
W gazecie piszą dziś o jakimś pijaczku
Co nie dawno się powiesił na pasku
Życie weryfikuje to jest sprawiedliwość
Siadła mu psychika gdy zdrowie się skończyło
Jak krzyczał to z bólu bo nawet już nie chodził
Czas go konkretnie poskładał za to co zrobił
Wielu myśli że czas ich nie dogoni
Ślepo wierzą że uchronią się
A jednak w końcu sprawiedliwość ich dopada
Patrzysz wtedy na nich i uśmiechasz się