Takie piękne nic
Zakrywam twarz ciężarem łez
Składa się wszystko na progu mym
Wpatrzeni w oporu głodu jak list
Złożony w kostkę nie czyta go nikt
Zakrywam twarz ciężarem łez
Składa się wszystko na progu mym
Wpatrzeni w oporu głodu jak list
Złożony w kostkę nie czyta go nikt
Zapominamy o słowach
Gdzie jest ta nasza ostoja
Ona tu była ale poszła
Jak ten ostatni świr
Damy chwile wieczne
Jestem pułapką na te wiersze
Poznaj to wnętrze w moim piekle
Wykręcam burzy w twoim mieście
Rano pije gorzką kawę
Na blat rozrzucone ubranie
Wczoraj zabrałem cię na spacer
Dzisiaj znów lecę znowu gonić papier
Przecież nie da się tak odwlekać życia na bakier spin
Jak pojebany wir utwierdza w biegu by być kimś
A po co mi być kims
To takie piękne nic
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana
Ta cisza przed burzą zaburza myślenie
Dlatego szybciej sie budze
Zimne spojrzenie jest moja natura
A nie podoba sie ludziom
Gdzie teraz jest cały moj sens
Przeciez to dla niej mialem starac sie
Rzuciłem sześć a nadal pech
Prześladuje mnie
Tymi bredniami wypełniony łeb
A jebany haze zmienił myślenie
Za nic nie wrócę do tych starych miejsc
Za nic nie wrócę bo boje się łez
Nic nie dam tej suce bo starałem się
Serce wyprute mam jak jakiś zwierz
A na głowie tylko deszcz dreszcz
Deszcz dreszcz dreszcz
Tylko deszcz dreszcz dreszcz
Tylko deszcz dreszcz deszcz
Piękno ciszy jest juz niczym dla mojego spokoju
Nie wychodzę z pokoju
Strach już wyżarł cały mózg
Stracić więcej nie mam zamiaru
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana
Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana Ty kurwo jebana