Momenty
Wraca po szkole wciąż później
Cokolwiek nie powiesz znów rodzi kłótnie
Trzaśnięcie drzwi dudnienie basu
Pytasz czy to jeszcze Twój syn jest coraz trudniej
Dzieciak z łysa głową spodnie ma z krokiem w kolanach
Znów przyszedł nocą pijany po kurtce znów czuć że jarał
I jesteś pewna że ćpa i co robić masz nie wiesz
A on jest wściekły czuje się sam i nie chce Cię w swoim świecie
Ojciec ma ciężką rękę on wciąż szuka z nim zwady
Woli czuć strach przed jego gniewem niż kurwa ciągły brak uwagi
Odbierasz telefon z policji znów kradnie znów kłamie
Skoro nie może znaleźć go w domu z osiedla zgarnie uznanie
Jest koszmarem rodziców odcięty bez szansy wpływu
Z każdą próbą jakby mocniej wsiąkał w świat rówieśników
Zdaje się obojętnieć jakby tracił sens w życiu
Lecz to emocje kradną mu sny gdy błądzi wzrokiem do świtu
I plącze się w myślach znów on kontra obcy świat
Włącza muzykę w takich chwilach rozumie go tylko rap
Śpiewaj z nami krzycz za te dni
Cudze i własne krzycz za te łzy
Śpiewaj z nami krzycz ile tchu
Bo kto wie czy jutro Twój los nie ześle snów
Świat bez zahamowań znów wita śmierć obojętnie
Przy tym Twoje wyrzuty sumienia wydają się niemal święte
Choć tylko Ty zdajesz się nie czuć świętym
Sam w obcym tłumie próbując okiełznać mętlik
Sam z jednym kumplem kryjąc łzy przed rodziną
Nikt Cię nie zna czemu wszyscy myślą że znają na wylot
I nasze słowa są wtedy tak cholernie istotne
Czujesz że ktoś myśli podobnie i możesz nie czuć się tak samotnie
Obłęd
Bo i tak wrzucą nam że mamy zły wpływ
Że rap to syf że
Każdy raper to chuligan co tylko pod bit klnie
Lecz te dzieciaki chcą każdą z tych płyt mieć
Bo nasza złość i chęć własnej drogi są im dziś najbliższe
Chcą żyć jak my emocjom dać ujście w rymach
Bo przytłacza ich praca 12 godzin w magazynach
Pytają nas jak przejść drogę
Od pustych kiejd pod blokiem
Po koncerty klipy i portale pełne plotek
Kto więc ma im powiedzieć że jak chcesz możesz
Przeszliśmy tyle a dla skurwysynów to wciąż drugi obieg
Widzą naszą muzykę gorszą lecz węszą co chwilę
Robią sensację z 8 latka za bełkot o kodeinie
Nazwą raperem błazna co szasta spadkiem po ojcu
Lub przez talent show pchną marny rap na famie biednych chłopców
Jak to możliwie skoro my to wciąż margines
Że to nasze płyty sprzedaż kryje w złocie i platynie
Miliony odsłon pełne sale tatuaże z wersów
Jeśli jesteśmy tacy jak o nas myślisz to gówno nie ma sensu
Mass media mejdżersi po troszę każdy z Was
Ta pięść ma was otrzeźwić czas zauważyć rap
Śpiewaj z nami krzycz za te dni
Cudze i własne krzycz za te łzy
Śpiewaj z nami krzycz ile tchu
Bo kto wie czy jutro Twój los nie ześle snów
Mówią że nasza muzyka jest zła i nie chcą rapu
W ich oczach to przez nas dzieciaków ciągnie do alko i dragów
A ci kochają nas za teksty i teledyski
Lecz nie my kręcimy jointy i wlewamy wódę w kieliszki
Muszą rozumieć że żyjemy jak artyści
To często syf ale to ten syf niesie nam zyski
Koncerty i sprzedaż płyt i fani co chcą wspierać
Bo wiedzą że jak oni większość z nas szła tu od zera
Nic ponad parę kaset plakat Tupaca nad łóżkiem
Parę nieśmiałych marzeń i upór by przekuć to w sukces
Żyjemy z muzyki choć mało kto w to wierzył
Spisując własną opowieść bez cenzurowania przeżyć
Upadki i wzloty traumy emocje na taśmę
Tak bliskie im i realne jak by ktoś spisał ich własne
Dla tych dzieciaków co nie mają wiele
Jest mało rzeczy wartych więcej niż ich rap kolekcja CD
Gdy siedzą sami po nocach a łzy ciążą im w oczach
Patrzą na bagno w którym tkwią nie widząc często nic poza
Szukają siły w naszych słowach wyrytych w pamięci
Możesz próbować nas dyskredytować dla nich jesteśmy wielcy
Chcemy zatrzymać moment klucz wspomnień mapę refleksji
By mogli zajrzeć nam w duszę nawet i lata po śmierci
Może docenisz wtedy to czego dziś nie dostrzegasz
Czasem najwięcej co możemy zrobić to śpiewać
Śpiewaj z nami krzycz za te dni
Cudze i własne krzycz za te łzy
Śpiewaj z nami krzycz ile tchu
Bo kto wie czy jutro Twój los nie ześle snów