10:00 - Za zakrętem
Palce zesztywniały od zimna
Schowana w rękawiczkach dłoń straciła barwę
Stała się bardziej sina ślina owinęła się jak lina
Wokół zębów tańczy z językiem
Słowo kurwa mać jestem magistrem
Pcham wózek z makulaturą kiedyś stąd prysnę
W głowie tworzę receptę na biznes
Bo nigdy nie szedłem nie pójdę za łatwiznę
Oddaj po pierwsze mój czas
Ty tam na górze przecież też kochasz rap
Nie mogę skończyć jak pieprzony łach
Jak Bboy zwinąłem w pięści swój strach
Oddaj po drugie wiarę
W to że mamy talent i choć zysków wcale
To na piedestale myśli by nie skończyć za barem
I w szale nie zamarznąć tu dalej
A tak w pełni poważnie to nie chodzi o kwestie
Napierdalania na życie że jest złe i niedorzeczne
Na co mam pytać gdzie jest moje miejsce
Skoro można je zaklepać na najbliższym zakręcie
Można żyć w pół śnie samemu skraplać los
I od żony zrobić sobie przerwę
Po tym jak zajebiesz sobie w nos
Wziąć dziwkę i poczuć że dymasz konserwę
Metamfetamina następnie skok w dół siedem pięter
Twój mózg daj sygnał że bruk miażdży szczękę
Że puls przy tym blednie
Czy nie lepiej było się zachwycać się miejscem
Pieprzyć Sztuka ta przez duże S małe z
Zachwyt wierszem obrazem czy jedną z rzeźb
Zrozum że o Ciebie walczę
I staram się wyczulić każdy receptor na prawdę
Nie pozwolę zabić tego co kształci charakter
Tworzy z mężczyzny ojca a z kobiety matkę
Więc rozbij o ścianę bezosobową maskę
Za zakrętem jest droga by zwalczyć apatię