Zabajone
Eh kiepski dzień co
Ta wiem
Tyle razy na dnie że z chodnikiem na siema depresja mówi „wyjeb śmieci" to nie do zniesienia
Nie po to gramoliłem się po schodach latami tu by znowu musieć biegać
Mój kolega cztery strony świata mój kolega czteropak i flacha
I nieważne jak wyglądam przekonując że jestem taki jak Wy gapią się jak na wilkołaka
Moja mama martwi się że stracę zdrowie moja mama ukochana dobrze sam to już pierdolę
Kiedy byłem małym gnojem słowami były naboje teraz chyba zbudowałem lotniskowiec
20 lat mam i już mnie nie rusza flota 20 lat sto koncertów w ciągu roku zamiast bakać towar
Zjechałem Polskę zamiast postulować i się chwalę żalę nieopisywalne w słowach
Wszystkie życzenia odświętne i od niechcenia
Widzę Cię za kilka lat na billboardach wielkich miast
Wezmę podpis już na zaś zaraz będzie więcej wart
Prognozy wypaliły a na uśmiech nie mam
Rzadko chodzę w garniturze na sucho mi nie uszedł ten trick
Bo jak Rick czasem sypiam w rurze i tu nie szuka mnie nikt
Dwudziesta piąta spowiedź znowu nie pamiętam grzechów dwudziesta piąta noc bezsenna bo nie znoszę leków
I nigdy nie był ze mnie fighter i jakoś nigdy nie lubiłem piercingu dziś się biję z myślą czy nie przekłuć
Moje serce twarde i zmrożone mógłbym bliżej być ale za ciepło jest przy Tobie
Zawsze lubiłaś Zabajone ale co to jest za bajka gdy jest roztopione
Moje myśli zbytnio się tu rozjeżdżają w czasie bo gdy wracam z trasy dalej myślę o trasie
I gubię zasięg jestem poza komitywą i nie znoszę etykiet a z takim trudno żyć na pełnym gazie
Wszystkie życzenia odświętne i od niechcenia
Widzę Cię za kilka lat na billboardach wielkich miast
Wezmę podpis już na zaś zaraz będzie więcej wart
Prognozy wypaliły a na uśmiech nie mam