NIE MA INNEJ OPCJI
Trudno mi wstać z rana, czasem leżę trzy godziny.
Znowu wszystko mnie boli, jest mi zimno, jestem nikim.
Chciałbym się dobrze rozpędzić i się długo nie zatrzymać,
A co nie wezmę do ręki, to działa jak kofeina na mnie.
Patrzę na dziennik, jak szachownica wygląda.
Już nie wiem, czy to nowy ja, czy to znowu kserokopia,
Czy to nawijam, czy tylko mi się wydaję,
I czy po tym coś się zmieni, czy wrócę do przyzwyczajeń,
Czy znajdę w końcu pannę, czy zrobię w końcu papier?
Czy zrobię o czym marzę, czy skończę na kanapie?
Czy przezwyciężę strach, lenistwo, stagnację?
Od miesięcy o tym myślę, zanim zasnę.
Sukces, sława, oklaski, pieniążki.
Nie ma innej opcji.
Stres, harówa, pomysły, obowiązki.
Nie ma innej opcji.
Forma ze stali, umysł odporny.
Nie ma innej opcji.
Nie ma innej opcji, i to bardzo oczywiste.
Nie widzę innej drogi niż rozkręcić własny biznes.
Mam misje, wbite w głowę jeszcze, gdy byłem synkiem.
Ludzie myślą, że to dziwne, ale ja tak nie myślę.
Drugi dzień piszę, właśnie do tego zasiadłem,
I dostałem telefon, czy chcę dalej być słuchaczem
policealnej szkoły.
Chciałem mieć status ucznia,
by mniej płacić od umowy.
Nawet nie podjąłem pracy.
Więc cwaniak ze mnie cacy.
Powiedziałem na słuchawce, że
Rezygnuję,
Stawiam na jedną kartę i mam nadzieję,
Że łez z tego nie będzie,
dispatcher nie odbierze.
A jak się nie powiedzie, to...
Jak się nie powiedzie?