Jeśli zginiesz

Tego co robię nigdy jak przedmiot nie traktowałem
Bo na in spe ni ignis nadal pale
Nie chce być nie sympatyczny wiem że brak mi kilku manier
Nigdy nie byłem najszybszy choć czasami bywałem
Każdy czempion ma swoisty okres na czas i chwałę
Chwała nie mija lecz skillsy ciało jest tylko ciałem
Tam w cieniu kilku mieczy reszta gnoje narwane
Zjadasz już wnętrzności czyż to nie miał być tylko palec
Ja też jestem z ulicy inny korzeń wychowanie
Poetyka poetycy poleci poet atrament
Rapoteka rap i czyn pobudki wiara talent
Młody to co dzisiaj słyszysz kiedyś było nie słychane
Tak jestem z prowincji kocham ją choć prowincja nie jest w stanie mych marzeń ziścić

W ambicji wykonanie
Osiąganie dna tych zgliszczy to nie weekendowy balet to coś inspiracji dystrykt
Kamienie na szaniec
Rap to osobisty przekaz na szeroką skale
Więc po co mam zwodzić ich znaczy was w sensie panie
Ubogie track listy urale i mądrale liczą na jeansy i siksy hajsy [gisy] Happy Hour
Wylazły glizdy zniczy i nie powiem nawet
Charyzmą mogą się szczycić no i dobra
Lecz co dalej
Nie mówię że wszyscy ale hehe wszyscy prawie
W realiach jak i fikcji biznes to zyski słomiane
To szmaty dziwki pizdy kurwa w dupę jebane
Wiem że z definicji sceny i tanich lalek
Liczby to tylko liczby frajer to kurwa frajer
Więc nie wiem o co chodzi z tym parciem na próżny szlagier
Lubisz teledyski Ja tylko te z przekazem
Utrzymanie tradycji a nie jej wypaczanie

Bo ludowe ciuszki cycki i kurwa morda w śmietanie
Bazowanie na najniższych żądzach to nie są Słowianie
Nie styka na dobrym bicie co tam nawinąć ogrze
Ogrze orar i cie dopadnie jak sądzę
W samej Rzeczy pospolicie ktoś kogoś znów orżnie
Uśmiechają się misie i pocierają nozdrze
Łaszą się łasice myślą że mam pieniądze
Mylą się jakże sowicie Colą leje korozję
Naiwne rozbicie jakbym był muzykiem och dzieł
Chcą znać moje tajemnice a więc dobrze
Uzbrajam głowice w głowie głosy gdzie rozsądek
Rozsądek to przeżytek z nim dziś życie jest niemądre
Niemodne i niepłodne niepłonne ciągle pod dnem
Ale próbuje ciągle ocierać się o brzeg
Jasnej strony pokornie zacznij pisać to to pojmiesz
Zawsze był w tobie żołnierz wtedy był i nadal on jest
Potomkiem nieuchronnej zagłady przez anatomie
Zło z niej narodzone w wojnie skazane na wieczną formę
Gdzieś w krainie odchyleń poznał tajemnice fasad
Serca nie ma w pianinie a ich nawet w aliasa ch
Czuję się jakby winien uczuć w których się zatracam
Że ci ludzie w dolinie to zupełnie inna rasa

I co z tego skurwysynie Kasa kasa
Wielu wyprze się jej w imię czerstwych prasad
Ale ty nie masz tego tutaj przepraszam czego szukam prawdziwie kręgosłupa zasad
Tonę w czarnym płynie miażdży mnie czarna masa
Płonę i w czarnym dymie ginie Tabula rasa
Zabrnąłem już na tyle na ile się przekraczam
Jesteś chyba devil em
Raczej debilem w tych czasach
Osądź mnie i daj bilet byle do lepszego świata
W sensie sram na złoty kibel daj mi dom i zdrowo nakarm mnie i moją rodzinę
Daj ziemie to ja sam niejedną wyżywię wzajemna pomoc
I praca tak świat wyglądać powinien i w kpinie tłum wygłasza
Tam gdzie żyjesz to zginiesz bo ta utopia przekracza
Ten prastary umysły przynęt które trupem się zastrasza
To jedynie blef posiadania AS a
Wyjście z napchanym ryjem z bankietu na którym pasza
I po roku nie gnije i też nikt nie zapraszał
Więc wracasz na margines z ziomkami robisz bass a
Lecz to co płynie z ich rymem jakoś kurwa uwłacza
Nie to że nie lubię przyjęć ale znów przy kokainie
Znowu flacha flacha krecha krecha i tyle
I spoko kacha sentyment do cie lecz swego kata
W ten sposób nie rozwinę chyba że w sensie staczać
Karateka ze mnie marny przenośnia taka ładna
Kartoteka z czasów dawnych to dzisiaj żaden sztandar
Poznałem treści szajby odbiłem się od dna bagna
Od dawna już nie mam frajdy by co noc się upadlać
Razem z koleżkami dla których moja hierarchia
To średniowieczny pergamin na którym treść wyblakła
W sensie czas miną czaisz Niby bolesna prawda
My jesteśmy zeszytami oni są z serii I pad
W głębi duszy wiem że trawi cię życie w ciągłym przekroju
Na to że się rozwijamy technologia to nie dowód
Dowodem kształt wagi i świadomość wiedzy w zwoju
Dlatego nie idziesz z nami bo boisz się rozwoju
Mówisz o braterstwie z wielką pasją groźną miną
Podejściem zataczasz pętle przesz do wyjścia cię nie widzą
Przecież wiesz co najlepsze prawda szepcze skąd [innot]
Jesteś zagubionym dzieckiem
Nie jest tak dziecino
We wierze prze rzec tezę swe przymierze z rzewną siłą
Obedrze ze wierze w mierze gze gezę w sferze miłość
Powiedz mi tak szczerze tak z nożem pod kurwa szyją
Czy jest coś na tym świecie że byłbyś w stanie za to zginąć

Músicas más populares de Nikone

Otros artistas de Hip Hop/Rap